Czy łatwo było zostać TW służb specjalnych ? O mechanizmach działania służb bezpieczeństwa w komunistycznej Polsce i NRD odpowiedział nam prof. Dariusz Wojtaszyn – znawca i badacz stosunków polsko-niemieckich

Służby specjalne, tajne agencje, wywiad i kontrwywiad. Te słowa rozpalają zarówno miłośników teorii spiskowych, jak i historyków. Wiedza, którą owe służby posiadają, a niechętnie się nią dzielą, może mieć wagę nie tylko państwową, ale też globalną.  Wszystkie państwa należące po II wojnie światowej do Układu Warszawskiego miały różnorakie agentury, które zapewniały władzy komunistycznej przetrwanie.
Ale jak to było z tymi służbami, zwłaszcza w powojennej Polsce i NRD? Jaka była różnica między UB, SB i STASI? Ich działanie opisał nam prof. Dariusz Wojtaszyn, nasz gość, adiunkt w Katedrze Nauk Historycznych Uniwersytetu Wrocławskiego, pracownik naukowy Centrum Studiów Europejskich i Niemieckich im Willy’ego Brandta we Wrocławiu.
Jak więc dzielą się służby specjalne? Na cywilne i wojskowe (w Polsce cywilnymi służbami są ABW i AW, w Niemczech BND i BfV). Ich ograniczeniem są teoretycznie granice prawa, jednak jeśli wymaga tego sytuacja, służby mogą złamać prawo (głównym celem ma być ochrona państwa). Wszystkie służby są niejawne. To jednak współczesność. Teraz przejdźmy do meritum – jak było kiedyś, za czasów, gdy Europę przecinała jeszcze Żelazna Kurtyna.
W Polsce po II wojnie światowej służbą specjalną było UB – Urząd Bezpieczeństwa. Miał on status ministerstwa, więc podlegał jedynie rządowi, a jego celem były masowe represje, które budząc terror odstraszały Polaków od chęci sprzeciwienia się komunistom. Od 1956 r. podlegał Ministerstwu Spraw Wewnętrznych już nie jako Urząd Bezpieczeństwa, ale jako Służba Bezpieczeństwa. Czym się różniły? SB, w przeciwieństwie do UB nie prowadziła masowych represji, ale zajmowała się głównie kontrolą i inwigilacją obywateli, a represje wymierzone były w wyselekcjonowane osoby. Nasz gość dowcipnie dodał, iż główną różnicą było to, że do 1956r. Polacy bali się UB. Po 56r. nastąpiła zmiana. Od teraz Polacy bali się SB.
       Ze STASI wyglądało to nieco inaczej. Od początku represjonowała jednostki, miała za to o wiele bardziej rozbudowaną siatkę donosicieli wśród obywateli, co można zauważyć w statystyce. W szczycie swej działalności SB miała jednego tajnego współpracownika na około 340 obywateli, STASI jednego nieoficjalnego współpracownika na około 100 obywateli.
Prof. Wojtaszyn podzielił się z nami również inną ciekawostką dotyczącą liczb. Podczas przemian ustrojowych służby specjalne pozbywały się wielu akt (ukazuje to jedna ze scen w filmie Władysława Pasikowskiego „Psy”). W Polsce IPN (Instytut Pamięci Narodowej) zabezpieczył około 90 kilometrów akt, natomiast PSEU (niemiecki odpowiednik IPN-u) przejął aż… 900 kilometrów akt STASI. Utrudnieniem było to, że w obu państwach część akt była już spalona, a niektóre z tych, które zdobył PSEU było pociętych na paski. Ich sklejaniem zajmował się zespół liczący… 15 osób, sam przewodniczący owej grupy obliczył, iż ich praca zajęłaby aż 156 lat. Z pomocą na szczęście przyszła technologia komputerowa.
Najciekawszy aspekt, moim zdaniem, nasz gość zostawił na koniec swojego wykładu. Jak wyglądało spotkanie tajnego współpracownika i jego oficera prowadzącego? Jak go werbowano? Czy było to przypadkowe zatrzymanie przez milicję? Umówione spotkanie w parku? Prof. Wojtaszyn wszystko nam wytłumaczył. Najpierw TW trzeba było zwerbować, na co były trzy metody: zastraszenie, przekupienie (oferta pieniędzy lub pomocy) lub zadziałanie na pobudki patriotyczne.
Nasz gość opowiedział nam taką historię: pewien mężczyzna jadąc późną porą samochodem przejechał człowieka, że był jednak pod wpływem alkoholu to myślał, iż wjechał w drzewo. Wycofał więc pojazd i pojechał dalej, a jego żona, której brat był oficerem SB, zadbała, by sprawę zatuszować. Mężczyźnie owemu życie się dobrze ułożyło, został asystentem wykładowcy na uniwersytecie. Pewnego dnia przyszedł do niego agent SB. Przypomniał o wypadku sprzed lat. Zagroził długoletnim więzieniem. Przedstawił jednak też drugą opcję: podpisanie aktu współpracy. Takich i wiele innych sytuacji zdarzało się mnóstwo. Na tajnych spotkaniach, które odbywały się w wynajętych mieszkaniach, TW spotykał swojego oficera prowadzącego. Rozmowa odbywała się w sprzyjających warunkach, rozmawiano jak przyjaciel z przyjacielem. Współpracowników częstowano drogimi trunkami, rzadko spotykaną kawą, odznaczano medalami. W takiej atmosferze TW miał wrażenie, że służby to jego druga rodzina, która dba o niego i zawsze wie, czego mu potrzeba.
             Wizyta prof. Wojtaszyna poszerzyła naszą wiedzę o sporą dawkę informacji zarówno ciekawych, jak i w pewnym stopniu zatrważających. Myślę, że metody działania UB i SB w Polsce świetnie zobrazował Witold Pilecki twierdząc, że: „Przy UB Auschwitz to była igraszka” oraz Rafał Gan Ganowicz, który o sytuacji powojennej w Polsce powiedział tak: „Prześladowano już nawet nie za czyny. Starano się zabić myśli”.

tekst: Krzysztof Konieczny kl. Ib
zdjęcia: Maciej Michniewicz kl. Ib