Seminarium z historii nowożytnej w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego
Halo, halo? Czy w 2b są jacyś przyszli studenci Instytutu Historycznego? Chyba co do tego nikt nie ma żadnych wątpliwości, więc nikogo też nie zdziwi, że jako klasa humanistyczna, z historią na poziomie rozszerzonym, udaliśmy się w piątek do Instytutu Historycznego przy Szewskiej 49, by wziąć udział w warsztatach na temat nowożytnych źródeł historycznych.
Chyba jako klasa mamy pecha – zawsze, gdy wybieramy się gdzieś poza budynek naszej szkoły, trafiamy na nagłe pogorszenie pogody, która dzień wcześniej czy później jest zdecydowanie lepsza, ale nie przeszkadza nam to w zdobywaniu nowej, nie podręcznikowej i ponadprogramowej wiedzy, dlatego mimo porannego zmarznięcia, wszystkim nam dopisywały dobre humory.
Pierwszy panel, czyli ekspercki, był zdecydowanie najbardziej wykładową częścią seminarium. Utytułowani wykładowcy opowiadali bardzo ciekawie, lecz dwugodzinne słuchanie z uwagą dla licealisty przyzwyczajonego do częstszych przerw okazało się bardzo trudne i męczące. Wszyscy jednak dzielnie notowali i skupiali się jak tylko mogli na wypowiadanych słowach. Prof. dr hab. Bogdan Rok opowiadał o diariuszach podróżniczych i ich znaczeniu dla historii, prof. Leszek Ziątkowski o archiwach i kilometrach źródeł, które się w nich znajdują, prof. Filip Wolański mówił o emocjach i ich roli w komunikacji międzyludzkiej, a dr Aleksandra Ziober poruszyła kwestię rodzajów źródeł i ich wykorzystaniu w badaniu historii polityki. Największe poruszenie wzbudził jednak wykład dr Jakuba Węglorza pt. „Czy wolno nam czytać cudze listy? Korespondencja jako baza źródłowa do analizy zachowań zdrowotnych i metod leczenia”, gdyż temat wydał się nam chyba jednym z ciekawszych poruszanych tego dnia w audytorium.
W drugiej części spotkania, w panelu doktoranckim, zajęcia miały formę dużo bardziej zbliżoną do szkolnych lekcji, ale najbardziej przypadł nam do gustu trzeci panel – studencki. Była to część zdecydowanie najbardziej warsztatowa. Odczytywaliśmy źródła, zadawaliśmy mnóstwo pytań i sami wyciągaliśmy liczne wnioski, a dodatkowo czuliśmy się najswobodniej, ponieważ nie mieliśmy przed sobą już belfrów z licznymi tytułami, a zwyczajnych studentów, którymi zapewne staniemy się za parę lat.
Kiedy opuszczaliśmy Instytut, czuliśmy się przede wszystkim zmęczeni, ale tego typu zajęcia z pewnością docenimy za jakiś czas, kiedy wiedza na nich zdobyta nam się przyda. Nie mamy jednak powodów do narzekań – pięknie rozpoczęliśmy weekend, a nawet pogoda się poprawiła i słonko wyjrzało zza chmur…
Karolina Byś i Marta Woroniak